Nowe drzwi

Nie rezygnuję. Trwam w szukaniu odpowiedzi. Im bardziej grzebię, tym mam więcej pytań. Bywają różne momenty, ale w tych trudniejszych, pamiętam o krokach milowych i o tym, jaką wtedy czułam satysfakcję i radość. Wiem już, że warto iść w tą stronę, pomimo tego, że nadal jest raz lepiej, raz gorzej. Teraz pudełka nie muszą się rzucać mi pod nogi, tylko sama ich wypatruję. Staram się robić między nimi przerwy by to, co przynoszą zrozumieć i wdrożyć w życie. Nowe pudełko ma miniaturową atrapę drzwi. Są zamknięte, ale mogę je otwierać. Takie jak w domku dla lalek. Tylko nie ma domku. Ciężko się otwierają. Boje się, że jak za mocno będę naciskać to pęknie zawias. Mają ładny kolor, pudrowego różu. Widać, że wykonane dla kobiety. Pierwsza myśl, że coś otwierają, coś nowego. Zostawiam siebie z tym pytaniem, co otwierają. Niedługo odpowiedź przyjdzie sama, jak to było już wcześniej.
Kiedy patrzę, z perspektywy, na te lata wstecz, to widzę jak bardzo ta droga była, jest i wierzę, że będzie fascynująca. Tak wiele się zmieniło w moim życiu, we mnie, a czego nie widzę, gdy patrzę na to z dnia na dzień. Nie oznacza to oczywiście, że nie pojawiają się życiowe problemy, trudności, a życie nie stało się łatwe i przyjemne. Bywa, że wracają, jeszcze stare mechanizmy, co prowadzi mnie do tych samych sytuacji i reakcji. Wiem, że to mi nie służy i nie chcę tam być. Jednak są chwilę, kiedy zmuszam się jeszcze do robienia niektórych rzeczy, czy spotkań. Tego, że się zmuszam, nie wiem jeszcze na ten moment. Zrozumiem to za jakiś czas, że w głębi siebie, nie jest to w zgodzie ze mną. Nie znam siebie jeszcze na tyle by to zauważyć. Długo ignorowany wewnętrzny głos, jest za słaby bym mogła go usłyszeć wyraźnie i zaakceptować konsekwencje jego wyboru. Wszystko w swoim czasie. Objawia się to różnie. Na przykład, kiedy bliski jest chory, to nie mówiąc mu o tym, zostaje z nim kosztem moich spraw. Czy kiedy zostaje dłużej w pracy. Choć na trzeźwy rozum, mogłam wyjść, bo nikt mnie do tego nie zmuszał. Zrobiłam to sama, bez nacisku. Czemu zostałam? Potem czuję złość. Czasem wyrażam to przez sarkazm, czy złośliwości. Nie chcę już tego sobie robić i innym. Chcę być dobra dla siebie, bo tym samym taka będę dla Was. Pomaga mi to, że jestem już tym zmęczona. Za każdym razem jak brakuje mi odwagi, czy czuję lęk przed byciem sobą, to myślę, że za nic w świecie nie chcę znów wrócić w stare schematy i to jak się kiedyś czułam. Boję się, że mógłby wrócić stan z przed lat. Stan frustracji, niezadowolenia i tego biegu, ciągłego stresu. Ciało mi w tym bardzo pomaga. Od razu po złej decyzji dopada mnie jakaś dolegliwość. Szukam, więc rozwiązania. Pierwszy sposób jest najmniej komfortowy. Izoluje się od ludzi. Uciekam od nich by nie czuć potem złości, poczucia winy i lęku. Okazuje się to jednak, raz, że trudne, bo życie samo w sobie wymaga kontaktu, a dwa, że za niektórymi tęsknię i nie chcę ich unikać. Determinacja, żeby przerwać to koło i znaleźć lepszy sposób, pcha mnie do przodu. Wiem, jestem tego pewna, że prędzej, czy później znajdę sposób dla siebie właściwy. Mam to szczęście, że są koło mnie osoby, które mnie wspierają. Podpowiadają różne sposoby. Często towarzyszy mi myśl, że miałam szczęście w życiu do ludzi. Dobrych, serdecznych i wspaniałych przyjaciół, jak się okazało na lata. Zaczynam stawiać granice i ufać coraz bardziej swojej intuicji. Na początku bardzo ułomnie. Słowo „nie”, wyrażam, jako potok wymówek, ale osiągam, co drugi, trzeci raz swój cel. Dalekie to od konstruktywnego stawiania granic, tym bardziej, że nadal jest to bardzo zabarwione emocjami. Jednak tylko wtedy potrafię się postawić, jak już zbliżam się do swojego punktu granicznego, który jest już na innym poziomie niż wcześniej. Jest lepiej, dużo lepiej, ale wiem, że to nie to, że chce inaczej. Nadal po postawieniu granicy towarzyszy poczucie winy, czy to z powodu, że to robię, czy z tego jak to robię. Wybieram, więc, stłumienie tego w sobie lub kiedy to nie pomaga, to nadal unikam. Staje się to dla mnie, na tą chwilę, jedyna opcja by siebie chronić. Gdy wymuszam na sobie milczenie to mocno zaciskam szczęki i napinam ciało. Doprowadzam się tym do poważnych problemów ze stawem żuchwowo-skroniowym. Ból czasem jest tak mocny, że promieniuje na czoło, co utwierdza mnie w pewności, że mam migreny, a ból oczu doprowadza do nawiązania nierozłącznej od tej pory więzi z okulistą. Tymczasowo diagnozuje jaskrę. Bywają dni, że nie mogę otworzyć ust i zjeść obiadu, bo tak mocno mam zaciśnięty staw. Jest to dla mnie oczywisty objaw i wiem, co muszę zrobić.. Uwolnić emocje i zmierzyć się z lękiem o reakcję na moje „NIE”. Staję przed wyborem albo ja albo inni. Wtedy nie mam już wątpliwości.
Ciąg dalszy niebawem.
Comments