Czerwone lakierki
Szybko przekonuję się, że łatwiej powiedzieć „wracam do dzieciństwa”, niż to zrobić. Szukam wsparcia i sposobu. Sięgam po kolejne pudełko. Znajduje w nim piękne czerwone lakierki. Takie miałam, jako mała dziewczynka. Pamiętam jak dziś scenę, kiedy jestem obok sklepu z obuwiem i dostrzegam na wystawie najśliczniejsze buty, jakie kiedykolwiek wtedy widziałam. Zaciągam tatę do środka i błagam go, żeby mi je kupił. Obiecuje za to same piątki i to, że przez rok nie poproszę już o nic więcej. Wiedział, że same piątki w moim przypadku to kłamstwo. Co do drugiego to sama nie wiem. Wracając do ocen to byłam słabym uczniem. Najgorzej chyba było z geografii. Mimo, obietnic jak z choinki, dostaje je. Od razu zakładam i kiedy wracamy do domu, to zostaje na podwórku z innymi dziećmi. Jest lato i jest ciepło. Jedno z najfajniejszych wspomnień. Jestem taka dumna i szczęśliwa. Zaczynam terapię. Słyszę od niektórych, wtedy i później: grzebiesz w przeszłości i użalasz się nad sobą, jesteś słaba, bo nie radzisz sobie ze sobą. Zabolało, bardzo. Spotkałam się też z niezadowoleniem rodziny. Stare powiedzenie: „Brudy pierze się we własnym domu.”. Nie wolno spraw rodziny ujawniać na zewnątrz. Mam wyrzuty sumienia. Paniczny lęk przed odrzuceniem, zmierzeniem się z oceną i niezadowoleniem innych. Boję się zostać sama. Mimo tego, jakiś wewnętrzny głos pcha mnie do przodu. Nie ustępuje. Mam teraz obok siebie ludzi z podobnym doświadczeniem i bardzo mnie wspierają. Początek jest ciężki. Niby rozumnie, czemu mam wrócić do dzieciństwa, teoretycznie, ale stawiam opór. Jak mantrę powtarzam na spotkaniach z terapeutką, że chcę zrozumieć siebie i swoje reakcje TERAZ. To aktualne życie ma mi się poukładać, a nie to z przeszłości. Chcę męża i dzieci! Tu, teraz! Czasem są spotkania, kiedy większość czasu milczę. Nie chcę rozmawiać o pewnych rzeczach. Za trudno, za dużo emocji się wtedy we mnie pojawia. Najpierw lęk. Takie uderzenie i automatyczny odruch zupełnie niedostrzegalny, nie dotykaj. Dużo rzeczy nie pamiętam, są jak za mgłą, albo widzę je, jako sekundowe obrazki. Najbardziej porusza moją pamięć zapach. Potrafi momentalnie wzbudzić wspomnienie i emocje, jakie temu towarzyszyły. Dźwięk mniej. Niektóre pytania mnie irytują. Czuję złość, ale jej nie ujawniam. Jestem miłą i grzeczną dorosłą kobietą. Jak robi się zbyt niemiło to przychodzą myśli, żeby przerwać. Nie stawiam granic i nie mówię jej, że nie chcę do tego wracać i mnie wkurza. Zamiast tego moim sposobem radzenia sobie z tym jest ucieczka. Lepiej uciec niż pokazać, że czuję złość. Opuszczam jedno, dwa spotkania i kiedy złość mi minęła to wracam. Przychodzą też skoki milowe. Jakby wielkie olśnienia. Dużo zmieniają. Chciałabym, aby każde spotkanie takie było. W życiu codziennym robi się ciężko. Zaczęły pojawiać się silne i trudne emocje. Stare sposoby stłumienia, jak gry, czy seriale już nie pomagają. Często czuje niepokój i lęk, szczególnie, gdy ktoś narusza moje osobiste „terytorium”. Reaguje złością. Szukam innych ucieczek. Zaczynam, co wieczór pić lampkę wina. Wtedy czuje dopiero rozluźnienie w ciele, ale z głową bywa różnie. Najczęściej wtedy wracam do pudełka, bo tylko wtedy mam odwagę spojrzeć, na to, co w nim jest. Pojawia się w nim mnóstwo nowych zdjęć. Po każdym spotkaniu z terapeutką coś dochodzi. Czasem jedno, czasem kilka. To zdjęcia z wakacji, z imprez rodzinnych lub ze szkoły. Różne. Bardzo różne. Na jednym jestem malutka, na innych nastolatka, a na innych już po trzydziestce. Zawsze, jak je oglądam zakładam okulary z pudełka. Kiedy na nie patrzę, to przeszłość już nie wydaje mi się taka jak kiedyś. Ja na nich nie wyglądam tak jak siebie postrzegałam w tamtym momencie. Na jednym z nich nie widzę już pewnej siebie dziewczyny, ale dziewczynę, która skrywa w sobie paniczny lęk, który ukrywa pod butnością i złością. Boi się oceny innych, odrzucenia i samotności. Patrzę, oglądam je i tylko czasem dopuszczam do siebie emocje. Staram się jednak by nie „wypłynęły” zbyt mocno na powierzchnię. Boję się, co mogłoby wyjść. Wolę mieć je pod kontrolą. Jednak, im bardziej próbuje je okiełznać i blokować tym bardziej we mnie buzują. Ciało się sypie. Na okrągło mam problemy z plecami. Chodzę od masażysty do masażysty. Żołądek ciągle mnie boli i jest ściśnięty. Zwalam wszystko na kawę, której za dużo pije. Jeszcze problemy ze skórą i to na twarzy. Wracają pryszcze. Szok. Naprawdę? Po trzydziestce! Zajadam problemy słodyczami, ale to tylko na chwilę przynosi mi ulgę. Lampki palą mi się już wszędzie. I choć nie noszę okularów poza chwilami w domu, to świat wygląda już inaczej. Patrzę na ludzi i widzę w ich oczach lęk i skrywaną złość pod maską uprzejmości. Widzę kiedy, ktoś mną manipuluje. Światełka świecą się i nie chcą przestać. Jednocześnie niektóre słowa są jak dzwon kościelny przystawiony do ucha. Poruszają moje emocje i widzę w nich ich już inne znaczenie. Pytam, tych, co są już dalej w drodze, jak to wyłączyć? Mówią mi, że już się nie da. Raz zobaczone już takie zostaje. Z czasem będzie więcej i wyraźniej widać. Jak się da żyć widząc to i wiedząc jak dużo jest w nas oszukiwania siebie i innych. Maski! Same maski. Jak w teatrze.
Zapraszam na ciąg dalszy w piątek.
Comments